sobota, 18 lipca 2015

58 cz. Opowiadania

Mia ocknęła się. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Nic nie pamiętał od momentu upadku. Głowa ją mocno bolała. Spróbowała się podnieść. Musi dowiedzieć się gdzie jest. W tej chwili podeszła do niej kobieta w niebieskim stroju.
- Proszę leżeć i odpoczywać. Lekarz zaraz do pani przyjdzie. - Mia nic nie rozumiała. Trafiła do szpitala? Ale jak!? Co jej się w ogóle stało, że tu trafiła. Spróbowała sięgnąć pamięcią do wydarzeń które pamięta. Nie pomagało to. Nadal nic nie pamiętała. Do tego była senna. Nie wiedziała która godzina. Jej mama może się martwić. Mia trzymała kciuki by jednak nie pojawiała się tutaj. Teraz czekała na lekarza który podobno zaraz miał się zjawić. W końcu po paru minutach zjawił się młody mężczyzna w białym kitlu. Za nim weszła ta sama pielęgniarka co już wcześniej była u Mi.
- Nazywasz się Mia Poster tak? - doktor spojrzał się na nią. Jednak ona nie odpowiadała. Dopiero po krótkiej chwili.
- Tak. Ale jak ja się tu znalazłam? Co mi jest? - do Mi z opóźnieniem doszło pytanie doktora, a odpowiedzieć było jej jeszcze trudniej.
- Spokojnie Mio. Przeprowadziła cię tu twoja koleżanka. Niestety po drodze jeszcze raz uderzyłaś głową tym razem o róg stołu w poczekalni. - lekarz patrzył się na Mie. Do dziewczyny jednak nie doszła informacja. - Że niby to prawda!? - myślała. Następnie dotknęła czoła. Poczuła bandaż. - Może ten doktorek mówi prawdę.
- Musimy zszyć ci ranę na czole jak najszybciej. Niestety najpierw musimy dowiedzieć się gdzie twoi rodzice. - i tego się Mia obawiała najbardziej. Pytanie o dorosłych. Musi coś wymyśleć by jej mama nie musiała tu przyjeżdżać. Teraz niestety zbyt źle czuła się by coś kombinować. Położyła głowę na poduszce, a pielęgniarka po woli odchyliła bandaż by zobaczyć rane.
- Panie doktorze niech pan spojrzy - lekarz zbliżył się do łużka szpitalnego.
- Nie możemy dłużej czekać. Przewozimy ją do gabinetu zabiegowego. - Mia odetchnęła z ulgą. Na razie nie potrzebowała kombinować. Pielęgniarka zaszła ją od tyłu i zaczęła pchać jej łużko. Gdy przejeżdżały przez korytarz Mia zobaczyła znajomą twarz. Miko siedziała w poczekalni. Zatrzymał się przy niej doktor który przed chwilą badał Mie i rozmawiał z nią chwile. Potem dziewczyna zgubiła ją wzrokiem bo pielęgniarka dowiozła ją na miejsce. Sala zabiegowa stała otworem przed nią.

Tym czasem Knock Out stał przed budynkiem czekając na Miko, która miała wrócić do niego i przekazać informacje o stanie zdrowia Mi. Czekał już z pół godziny i nadal nic. W końcu po jakimś czasie dziewczyna w ciemnych włosach z różową pasemką wyszła z szpitala. Podbiegła do niego i wsiadła na przednie siedzenie pasażera.
- Tylko nie próbuj żadnych sztuczek - powiedziała w siadając. Miko nadal nie uważała Knock Outa za sprzymierzeńca. Jednak bot nie zamierzał teraz się tym przejmować.
- Co z nią?
- Na razie pojechali jej zaszyć ranę na głowie, ale podejrzewają wstrząśnienie mózgu. - po ciszy jaka nastała po swojej wypowiedzi, Miko domyśliłam się, że Knock Out nic nie zrozumiał. - Ech.. - westchnęła - To znaczy, że nie jest źle, ale nie wypuszczą jej na razie ze szpitala. A teraz musze iść tłumaczyć lekarzowi, gdzie są jej rodzice. - powiedziała po czym wyszła i zatrzasnęła drzwi. Bota zdenerwowała taka reakcja. Nie zasługiwał na takie traktowanie, a zwłaszcza przez człowieka. Kiedy był Deceptikonem... Odrzucił szybko takie myśli i uspokoił się. Musi się przyzwyczaić do obecnej sytuacji, bo jeszcze w przypływie złości zrobi coś czego będzie żałować. Nagle obok niego przejechał bardzo szybko sportowy samochód. Knock Out'owi znów przypomniały się dawne czasy. Musi się jakoś odstresować. - To tylko jeden wyścig - powiedział do siebie po czym ruszył za tamtym samochodem.

Megatrona nudziłam bezczynność. Jakiś czas temu przyszedł do niego medyk Optimusa, który jeszcze raz go obejrzał. Bot od czasu znalezienia się tu udawał nieprzytomnego. Jednak zaczynało się to mu nudzić. Musi zacząć działać. W tym czasie jego pierwszy oficer może niszczyć jego wizerunek i dowodzić jego armią. Postanowił pomówić z Optimusem, ale nie powie mu praktycznie żadnej prawdy o aktualnej sytuacji. Będzie udawać Starscream'a. Było jednak małe ryzyko. Optimus mógł by zacząć go przwsłuchiwać, a zgadnie z rolą Starscream'a w takich momentach Megatron musiał by wygadać coś. - Starscream'owi już Prime raz zaufał... - wpadł na pomysł.
Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł Optimus Prime. Minął się po drodze z Ratchet'em, który aktualnie pilnował leżącego na stole operacyjnym Deceptikona. Chwilę rozmawiali.
- Prime! - Megatron postanowił zwrócić uwagę na siebie. Oba boty spojrzały się w jego kierunku. Po czym Optimus powiedział coś cicho do Ratchet'a, który następnie opuśuścił pomieszczenie. Megatron w ciele Starscream'a i Optimus zostali sami. - Źle zrobiłem wracając do Deceptikonów. Gdy by nie wy, nie istniał bym już. - Megatron jak najlepiej umiał próbował udawać zachowanie swojego komandora. Z wyrazu twarzy Prima nie można było nic wyczytać.
- Starcream gdy by nie Knock Out nie było by Cię tutaj. Po tym co ty mu zrobiłeś on cię uratował, a ty wzamian szantażujesz nas porywająca człowieka.
- Postompiłem źle. Jednak nie mam się gdzie podziać. Megatron jeśli się dowie, że przeżyłem... - przerwał by poczekać na reakcję drugiego rozmówcy. Optimus przyglądnął się mu. Po czym wyszedł z pomieszczenia.

Na korytarzu czekała już Arce z Bambulbee. Optimus musiał z nimi omówić swoją rozmowę z Starscream'em.
- Niech zgodne. Scream kolejny raz udaje że przeszedł na naszą stronę? - Arce od razu podejrzewała taką sytuację. Pamiętała dokładnie jak potoczyły się sprawy ostatnio gdy Deceptikon chciał zmienić stronę. Dlatego właśnie nie ufała Knock Out'owi.
- Tak. Mam wątpliwości co do czystych intencji Starscream'a. Jednak każdy zasługuje na drugą szansę.
- Optimusie z całym szacunkiem, ale Starscream miał już taką szansę i nie wykorzystał jej dobrze. Jak mamy uwierzyć, że tym razem będzie inaczej?
- Rozumiem Cię Arce. Pamiętam co ostatnio zrobił Starscream i wiem, że to on pozbawił iskry twojego partnera, ale jeśli wierzyć jego słowom może nam pomóc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz